Pogrzeby bez zaproszenia
Czasami widzę na ulicy kogoś,
kto przypomina znajomego.
Wytężam zasób potylicy,
lecz nic, uznany za martwego
jest mój znajomy,choć mnie nigdy
nikt nie zaprosił na swój pogrzeb.
Być może powód jest całkiem z pizdy,
być może to wcale nie jest orzech
trudny do zgryzienia, proszę jelenia,
że wcale jednak nie jestem proszon.
Na "do widzenia", gwoli spełnienia,
nie zaprasza się przecież prosiąt.
Prosięciem bywam etatowym,
zabawnym wieprzem, wredną lochą.
Przynajmniej jeden problem z głowy
i z pogrzebami nieświęty spokój.